To
już 130 dzień w szpitalu i 12 dni na rurce intubacyjnej. Dzisiaj
Tomek miał bardzo słabą gazometrię. Lekarka zwiększyła mu
ciśnienie z 70 na 80. Dostaje 50 % tlenu. Dziś usłyszałam, że
leczenie będzie trwało prawdopodobnie rok...
Zasnął.
Zbiegłam do pokoju po pieniądze, ubrałam kurtkę, buty i pędzę
szpitalnym korytarzem do Kauflandu, by kupić coś na ząb. Nic nie
jadłam od rana. Nerwy. Siedziałam i patrzyłam na moje małe
cierpiące szczęście. Wychodzę. Jest już ciemno. Oddycham
głębokim, chłodnym powietrzem. Moja głowa ciężka od myśli nie
wie, co robi, gdzie idzie. Nogi niosą same ciało, które jak robot
wykonuje to, co musi. Tak mechanicznie. Zakupy, kasa, powrót. Nie
pamiętam nic po drodze. Tylko to chłodne powietrze, które wypełnia
całe moje płuca. Kołatają się myśli, obijają się o siebie,
jest im w tej małej mojej głowie za ciasno, jest ich za dużo. Jak
w malignie słyszę głos lekarza, alarm respiratora, słowa
pielęgniarki, słowa wypowiadane przez telefon...
Jem.
Zaraz 20:30 pora karmienia i przewijania. Biegnę z powrotem, na
trzecie piętro, na oddział OIOM, do Chrobotka, by mu wszystko
opowiedzieć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz