Oglądałam
na korytarzu oddziału OIOM zdjęcia małych dzieci i opisy wokół
zdjęć, podziękowania dla lekarzy, dla cioć pielęgniarek. Dzieci
po przejściach lecz wyrośnięte, z uśmiechniętymi buziaczkami,
szczęśliwe, często odświętnie poubierane a to chrzest, a to
roczek, komunia...
Znałam
je wszystkie na pamięć, za każdym razem na nie zerkałam, gdy
byłam wypraszana z sali z powodu zabiegów medycznych lub
pielęgnacyjnych. W końcu przechodziłam tym korytarzem codziennie
przez 266 dni pobytu w szpitalu.
Są
to zdjęcia, by nieść otuchę stroskanym rodzicom, pokazują, że
dzieci wracają do zdrowia, choć czasami to trwa miesiąc, dwa lub
rok, kilka lat...
Pierwsze
miesiące patrzyłam na te kolorowe obrazki z nadzieją, skoro te
dzieci wyzdrowiały to i mój synek sobie poradzi. Później przyszła
refleksja, że przecież tych małych pociech w kolorowych ramkach
jest tyle, ile średnio w jednym tygodniu przybywa małych pacjentów
na oddział. A jak sobie radzą te, które opuściły szpital a nie
znalazło się miejsce dla nich na pamiątkowej ścianie? Czy są
zdrowe? Czy chorują?
Teraz
myślę o tym, że jeszcze kilka miesięcy i mój Chrobotek dołączy
do grona szczęśliwych maluszków, by dawać nadzieję następnym
rodzicom.